Z męki ja ją wyrwał i nie na to wyrwał, żeby znów w mękę pogrążać, ale na to, żeby jej dobrze na tym świecie było. Jak człowiekowi na tym świecie źle, to i on sam zły, a jak dobrze, to i on dobry. Czemu dobrym nie być, kiedy do żadnego gniewu ani grzechu przyczyny nie ma?
Paweł
Zadziwiający jest tytuł recenzowanej książki. Wyraz „cham” ma konotacje negatywne dziś, ale miał je także w czasie, kiedy powstawała powieść. To nie neutralne określenie (jak „chłop” czy „wieśniak”), zwraca więc uwagę i przykuwa wzrok do okładki. „Chamami” główna bohaterka, Franka, nazywa wszystkich chłopów, a przede wszystkim swojego męża.
Dlaczego? Co właściwie niesie ze sobą ta obelga? Zdaje się, że Orzeszkowa przekornie znakuje Pawła, prostego, żyjącego wedle boskich przykazań i spokojnego rybaka tym mianem. Zadaniem czytelnika jest zaś ocenienie, czy główny bohater jest faktycznie „chamem”).
Na kartach powieści przenosimy się do polskiej wsi XIX wieku. Wsi ze swoją hierarchią, tradycjami i zwyczajami. Spokój mieściny burzy pojawienie się Franki, zdemoralizowanej przez smutne koleje swojego losu służącej z miasta. Podczas prania ubrań państwa, u których akurat służy, poznaje na rzece Pawła. Trudno wskazać, które z nich jest bardziej egzotyczne dla drugiego. On, który za żonę ma rzekę, jest człowiekiem o stabilnej sytuacji życiowej, mocno związanym z siostrą samotnikiem... czy ona, uzależniona od mocnych wrażeń, znerwicowana i pochodząca z patologicznej rodziny (w której ojciec był alkoholikiem, a matka nimfomanką). Te przeciwieństwa paradoksalnie zbliżają parę do siebie – Paweł widzi we France zbłąkaną, biedną owieczkę, którą będzie próbował zbawić; Franka widzi w Pawle szansę na stateczne życie, którego nigdy nie zaznała.
Wydawałoby się, że świetlana przyszłość i „szczęśliwe zakończenie” widnieje tuż, tuż na horyzoncie. Nic bardziej mylnego. Pamiętajmy, iż mowa o powieści pozytywistycznej.
Ustatkuj się; popraw się, i a duszę wyratujesz, i zaraz tobie lepiej na świecie będzie.
W „Chamie” ciężar ideologiczny przeniesiony został na hasło-klucz naturalizmu, determinizm. Czy Franka może wyrwać się ze schematu i zdeterminowania przez środowisko i geny? Niestety...
Mimo iż protagonistka zdaje się potępiać zachowanie własnej matki, postępuje dokładnie tak jak ona. Paweł ciągle przebacza kobiecie, ciągle szuka sposobu, aby jej pomóc. Kolejne próby, czy to najpierw rozpieszczania jej, później narzucania obowiązków, a na końcu bicia, nie przynoszą skutku.
Przysięga nie żart. Kiedy przysiągłem, że nie opuszczę, to i nie opuściłem...
Przykro patrzy się na punkt kulminacyjny książki. Smutno i z przerażeniem. Bo takich zwrotów akcji i rozwiązań nie spodziewamy się po lekturze. Naprawdę, akcja trzyma w napięciu, a obok bohaterów nie można przejść obojętnie.
Nie chcę zdradzać Wam zbyt wiele, by nie zabrać nikomu elementu zaskoczenia podczas czytania, dlatego musicie uwierzyć mi na słowo – warto sięgnąć po „Chama”, gdyż porusza ludzkie emocje do głębi.
Podsumowanie:
Autor: Eliza Orzeszkowa
Tytuł oryginalny: -
Wydawnictwo: Czytelnik
Rok wydania: 1970
Liczba stron: 201
Dla kogo? Książka spodoba się na pewno fanom literatury pozytywistycznej, ale także czytelnikom lubiącym przyglądać się psychicznym zmaganiom bohaterów w nowych sytuacjach i ich próbom walki ze sobą.
Coś ode mnie: „Marta” autorki bardzo mi się podobała, ale „Cham” podobał mi się jeszcze bardziej!
Treść: 8/10
Styl: 7/10
Okładka: 8/10
Moja ocena: 8/10
Nie cierpię Orzeszkowej, za jej wydumane opisy wszelkiego rodzaju, alee... Kusi mnie motyw XIX - wiecznej wsi i fabuła... Może kiedyś sięgnę ;)!
OdpowiedzUsuńNa opisy zawsze jest taka rada, że można ominąć akapit (albo dwa :D), gdy zaczną się przedłużać. Ja ostatni miesiąc uważam za miesiąc przekonania się do Orzeszkowej :)
UsuńOd czasów szkolnych mam na nią alergię, te właśnie przydługie opisy mnie zabiły... pół książki by trzeba było pominąć :O
OdpowiedzUsuńMnie one nie przeszkadzały, aczkolwiek nie czytałam "Nad Niemnem", to podobno tam jest opisowy "popis" autorki :D. Dam znać, kiedy przeczytam.
UsuńJakoś nie ciągnie mnie do twórczości Orzeszkowej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
A mnie ostatnio właśnie całkiem, całkiem.
UsuńCzasami rozmawiając z mamą o książkach (a zwłaszcza o lektura szkolnych) twierdzi ona że książki Orzeszkowej są mega nudne że względu na długie i rozwlekłe opisy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
blog--ksiazkoholiczki.blogspot.com
Nie wiem, może ze mną jest coś nie tak, ja tego AŻ tak traumatycznie nie odczuwam jak wszyscy ;D.
UsuńA ja nadal coś nie bardzo mam czas na Orzeszkową :/
OdpowiedzUsuńJeśli są chęci to czas prędzej czy później też się znajdzie :)
UsuńJakoś straszliwe nie lubię autorów pozytywizmu. Nie moja bajka kompletnie. :|
OdpowiedzUsuńPo kilku(nastu) doświadczeniach lekturowych stwierdzam, że chyba trzeba lubić ten typ opowieści, są dość specyficzne :-)
UsuńEh, klasyka. :-) Kiedyś czytałam i chociaż nie potrafiłabym sobie przypomnieć treści, to wciąż pamiętam emocje, jakie wiązały się z tą lekturą. Ja akurat lubię pozytywizm, można powiedzieć, że to moja ulubiona epoka literacka. :-)
OdpowiedzUsuńTeż lubię, choć muszę przyznać, że robi się nieco monotonnie, gdy w którejś z kolei lekturze giną główni bohaterowie :P
OdpowiedzUsuń